Blog > Komentarze do wpisu
Dylematy tłumaczaTemat, który zarysowałem kiedyś we wpisie: "Wiejadło - jakie wiejadło?" dotyczy takiego doboru słów i porównań, aby odbiorcy tłumaczenia rozumieli je i potrafili odnieść do swojego życia. Nie zawsze wystarczy tylko wyjaśnienie słowa czy kontekstu. Co z tego, że przeczytam przypis i będę wszystko wiedział, jeśli będę traktował tekst biblijny jako coś starożytnego, co w ogóle nie ma dla mnie znaczenia? My, Polacy, należący do kultury i cywilizacji europejskiej mamy całe szczęście wiele punktów wspólnych z realiami czasów biblijnych. Możemy np. nie rozumieć słowa "wiejadło", ale rozumiemy na czym polega praca rolnika. Są jednak narody, którym jest znacznie trudniej. Polecam dwa artykuły z serwisu Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego o tlumaczeniach dla małych narodów w Afryce:
Jak mówić o jeziorze i połowie ludziom, którzy całe życie żyją na pustyni? Albo jak mówić o "sumieniu", w języku, w którym to słowo nie istnieje? Tłumaczenia Biblii są często największym źródłem pisanym w języku, w którym powstały. Zresztą kilkaset lat temu tak właśnie bylo z Biblią Wujka - nie było większego i bardziej popularnego tekstu w języku polskim. Tłumacz stoi przed niełatwym zadaniem - jak sprawić, aby odbiorcy odebrali tekst w taki sam sposób, jak oryginalni czytelnicy - a jednocześnie, jak nie przekroczyć tej granicy, w której my nie przekazujemy słowa Bożego, a tylko naszą jego interpretację. wtorek, 23 lutego 2010, vroobelek
TrackBack
|
|
Źródło: www.biblijny.net/artykuly/art024.html